O mnie |
Lista maratonów |
Siedem kontynentów |
Marathon Majors |
Stolice europejskie |
Galerie i relacje |
Pomysł przebiegnięcia maratonów na siedmiu kontynentach urodził się w mojej głowie pod koniec 2005 roku. Miałem już wtedy swoje małe osiągnięcia sportowe. Przebiegłem maraton poniżej 3 godzin, co jest marzeniem wielu amatorów. Udało mi się również wygrać kameralny maraton w Starej Miłosnej.
Przez następne dwa lata moim celem było przygotowanie się (sportowe, organizacyjne i finansowe) do przebiegnięcia maratonów na siedmiu kontynentach. Zapraszam do przeczytania krótkich relacji z każdego z nich.
maratony w stolicach europejskich maratony poza Europą World Marathon Majors (od zachodu: Chicago, Nowy Jork, Boston, Londyn, Berlin, Tokio) inne odwiedzone przeze mnie ciekawe miejsca |
Europa
To był mój maratoński debiut. Decyzja o starcie w nim zapadła niecałe 2 miesiące wcześniej. Wtedy też praktycznie "od zera" zacząłem interesować się bieganiem.
Trzy metry później zostałem maratończykiem |
W tak krótkim czasie ciężko było się przygotować do przebiegnięcia dystansu 42195 metrów. Niedługo po półmetku zacząłem zwalniać, a później na zmianę truchtałem i spacerowałem. Na wysokości Mostu Siekierkowskiego dołączył do mnie kibicujący mi Alex i w dżinsach pokonał ze mną dystans do mety na Agrykoli. Towarzyszył mi do ostatnich metrów, co widać na zdjęciu.
Ameryka Północna
Los Angeles było świetnym miejscem na debiut poza Europą. Mieszkał tam mój kolega, a w mieście jest sporo atrakcji: Hollywood, bogate dzielnice Beverly Hills i Bel Air, kręta droga Mulholland Drive, plaże. LA jest też świetną bazą wypadową do Las Vegas, Wielkiego Kanionu i szeroko pojmowanego Dzikiego Zachodu. W ciągu kilku dni podróży przejechałem samotnie blisko 3 tysiące kilometrów, odwiedzając najciekawsze miejsca tego regionu.
Końcówka maratonu w LA - byłem zmęczony, ale pomachałem do zdjęcia |
Sam maraton poszedł mi bardzo dobrze. Mimo upału, osiągnąłem zadowalający wynik, załapując się w pierwszym procencie stawki przeszło 20 tysięcy maratończyków.
Półtora roku później na tym kontynencie zrealizowałem marzenie rzeszy biegaczy z całego świata - ukończyłem słynny maraton nowojorski.
W kwietniu 2011 roku wziąłem udział w 115. edycji najstarszego maratonu świata - Boston Marathon.
Półtora roku później w Chicago Marathon połamałem w końcu magiczną granicę 3 godzin na kontynencie amerykańskim (2:51). Przy okazji, był to ostatni z moich Marathon Majors i pierwszy, w którym połamałem trójkę.
Myślałem, że już nigdy nie pojadę do Stanów, ale w 2014 roku okazało się, że Anulka chciała powalczyć w mistrzostwach świata w biegach górskich, które odbywały się w Górach Skalistych. Oboje wzięliśmy udział w tej imprezie, a ja przy okazji zaliczyłem indywidualny maraton na zboczach Pikes Peak.
Australia
Decyzję o starcie w Sydney przyspieszyła przeprowadzka moich znajomych do tego miasta. Wziąłem tu lekcje surfingu, odwiedziłem pięknie położone zoo, olbrzymie centrum olimpijskie, byłem w oceanarium i popłynąłem na ocean, żeby zobaczyć wieloryby. W okolicach Sydney jest atrakcyjny park Blue Mountains. Poza tym, objechałem południowo-wschodnią część kontynentu. Pojechałem do Melbourne i byłem w stolicy kraju - Canberze. Dużą atrakcją była podróż po położonej nad oceanem Great Ocean Road, przy której wyrastają z oceanu słynne skały Dwunastu Apostołów. Oryginalnym osiągnięciem było zimowe wejście na Górę Kościuszki - najwyższy szczyt Australii, odkryty przez polskiego badacza Pawła Strzeleckiego.
Mocny finisz przed operą w Sydney |
Maraton w Sydney poszedł mi znakomicie - zająłem 20. miejsce (na 1217 uczestników) , robiąc minimum, gwarantujące start w maratonie nowojorskim.
Afryka
Był to jeden z najdzikszych maratonów, w których miałem okazję brać udział. Trasa prowadziła po biednych egipskich wioskach, w których maratończykom towarzyszyły dzieci, biegnące często na bosaka. Bieg startował spod Świątyni Hatszepsut, położonej obok słynnej Doliny Królów.
W Egipcie zwiedziłem najbardziej znane miejsca historyczne. Z Luksoru przejechałem pociągiem do Kairu, żeby przyjrzeć się życiu wielkiej egipskiej aglomeracji i zobaczyć słynne piramidy w Gizie. Po atrakcjach turystyczno - maratońskich, przez kilka dni odpoczywałem w turystycznej Hurghadzie, gdzie pływałem na windsurfingu, spróbowałem nurkowania i wycieczki konnej na pustyni.
Bieg w surowych warunkach egipskich był bardzo ciekawym doświadczeniem |
Maraton poszedł zgodnie z planem. Prowadziłem mojego kolegę Marcina na czas poniżej 3 godzin (udało mu się), a sam przyspieszyłem pod koniec i po pięknej, kilkuminutowej walce dosłownie na ostatnich 30 metrach wyprzedziłem rywala z Libanu, zajmując ostatecznie 10. miejsce.
Do Afryki zawitałem 7 lat później. Wraz z żoną wybraliśmy się na wypoczynek na Wyspy Kanaryjskie. Pod koniec stycznia odbywał się maraton w Las Palmas - głównym mieście Gran Canarii. Nie udało mi się poprawić mojego rekordu kontynentu z Luksoru, ale spokojnie połamałem 3 godziny i był to pod tym względem mój jubileuszowy maraton - 25 raz poniżej 3 godzin i 10 sezon z rzędu z takim osiągnięciem.
Rok później jeszcze raz przebiegłem maraton na Wyspach Kanaryjskich, tym razem w ramach małżeńskiej wycieczki biegowej po Półwyspie Jandia na wyspie Fuerteventura.
Ameryka Południowa
Rio wydawało mi się najbardziej znanym miastem Ameryki Południowej, w którym mógłbym zaliczyć swój piąty kontynent. Nie zawiodłem się - jest to chyba najpiękniej położone miasto świata. Trasa maratonu zapierała dech w piersiach - biegłem cały czas nad oceanem, wzdłuż słynnych plaż Rio (m.in. Ipanema, Copacabana, finisz przy Flamengo), pod charakterystycznymi górami tego miasta (np. Wzgórze Dwóch Braci, Głowa Cukru, Corcovado z figurą Chrystusa). Wydaje mi się, że nigdy nie będę miał okazji uczestniczyć w piękniejszym maratonie.
Poza Rio (Wjazd na Głowę Cukru i górę z Chrystusem, plaże, karnawałowy Sambodrom, stadion Maracana), odwiedziłem również położone w głębi lądu Iguassu - najpiękniejsze wodospady świata. Oglądałem je od strony brazylijskiej i argentyńskiej (są tam jeszcze lepsze widoki). Pojechałem również do położonej na Paranie ogromnej elektrowni wodnej Itaipu. Przy okazji, odwiedziłem przez chwilę trzeci kraj - Paragwaj.
Końcówkę maratonu biegłem przy Copacabana - najsłynniejszej plaży świata |
Maraton w Rio poszedł mi bardzo dobrze, jak na panujące tam warunki (mimo teoretycznej "zimy", było 25 stopni). Potem okazało się, że zwyciężyłem w wyznaczonej przez organizatorów klasyfikacji "turyści" (zawodnicy spoza Ameryki Południowej).
Azja
Singapur odwiedziłem wcześniej, przy okazji kilkugodzinnej przerwy w podróży do Australii. Bardzo mi się tam podobało. Szczególnym wyzwaniem były panujące tam warunki - niesamowita wilgotność powietrza i wysoka temperatura (nawet w nocy nie schodzi poniżej 25 stopni). Normalny człowiek czuje się zmęczony po przejściu w takich warunkach dwóch przecznic, a co mają powiedzieć maratończycy?
W czasie spaceru po maratonie zrobiłem sobie takie fajne zdjęcie z wesołymi dzieciakami |
Maraton stał się dla mnie w pewnym momencie niezłą katorgą. Mimo częstego korzystania z napojów na trasie, w końcu się odwodniłem i po 35. kilometrze biegłem "na ostatnich nogach". Pod koniec odzyskałem siły i radośnie wbiegłem na metę. Mimo słabego czasu, zająłem bardzo przyzwoite miejsce (wilgotność wszystkim dała się we znaki).
Przez kolejny tydzień jeździłem z moją mamą po Tajlandii (odwiedziliśmy m.in. Pattayę i rajską plażę na wyspie Ko Samet), a azjatycką wycieczkę zakończyłem w Bangkoku, gdzie przebiegłem indywidualny maraton na wyznaczonej trasie w parku.
Do Azji wróciłem dopiero 5 lat później. Na Cyprze (zaliczanym do kontynentu azjatyckiego) udało mi się uzyskać bardzo dobry czas 2:57.
Rok później wziąłem udział w maratonie w Tokio (świeżo dołączonym do cyklu World Marathon Majors), gdzie również udało mi się połamać granicę 3 godzin.
Na początku 2017 roku pobiegłem w Dubaju, gdzie znowu połamałem trójkę.
Antarktyda
Wyprawa na Antarktydę była najbardziej niesamowitą podróżą mojego życia. Wcześniej odwiedziłem wiele ciekawych miejsc na świecie, ale nic nie może się równać z tym niedostępnym, surowym kontynentem. Zdjęcia z Antarktydy wyszły w bardzo monotonnych kolorach, ale wspomnienia stąd mam bardzo kolorowe.
Wyprawa rozpoczęła się w Ushuaia, położonym w argentyńskiej części Ziemi Ognistej, najbardziej na południe wysuniętym mieście świata. Ushuaia nazywa się inaczej "Fin del Mundo", czyli "koniec świata". Po wypłynięciu z portu i pożegnaniu przez delfiny przekroczyliśmy Cieśninę Drake'a, najbardziej niespokojny obszar morski na świecie. Przez dwa dni trochę nami trzęsło, ale do Południowych Szetlandów dopłynąłem bez wyraźnych objawów choroby morskiej. Maraton przebiegliśmy na Wyspie Króla Jerzego przy Zatoce Maxwella. Trasa prowadziła przez cztery bazy badawcze: rosyjską, chilijską, urugwajską i chińską i obejmowała wspinaczkę na lodowiec.
Kolejne dni upłynąły nam na żeglowaniu wzdłuż Półwyspu Antarktcznego i położonych w jego pobliżu wysp. Trudno opisać wrażenia z oglądania gór lodowych o niesamowitych kształtach, a także bardzo bliski kontakt z niepowtarzalną fauną Antarktydy: różnymi gatunkami pingwinów, ptactwa morskiego, fokami, drapieżnymi lampartami morskimi, czy wielorybami. Trzeba obejrzeć dziesiątki zdjęć, które tam zrobiłem, choć i te tylko w niewielkiej części oddają moje wrażenia z tej niesamowitej podróży.
Po drugiej wizycie na lodowcu byłem już pewien, że wygram ten maraton |
Do maratonu byłem dobrze przygotowany. Rozpocząłem bardzo mocno, prowadząc od samego początku. Największym wyzwaniem na trasie była dwukrotna wspinaczka na lodowiec (blisko 200 metrów przewyższenia). Za pierwszym razem zbiegałem z niego, jak wariat. Upadłem dwa razy, potłukłem się i połamałem okulary słoneczne. Na szczęście, nie skończyło się to poważniejszą kontuzją. Potem pomyliłem trasę przy bazie chińskiej, tracąc około 20 sekund. Mimo wszystko, już na pierwszej pętli wyrobiłem sobie sporą przewagę nad rywalami. Przy drugim podbiegu na lodowiec byłem już ostrożniejszy, a dobre przygotowanie pozwoliło mi na utrzymanie mocnego tempa do końca biegu. Na metę przybiegłem w czasie 3:09:43, bijąc rekord trasy i wyprzedzając kolejnego zawodnika aż o 21 minut.
Na statku byłem gwiazdą, wszyscy mi gratulowali, wygłosiłem przemówienie przy kolacji, rozdawałem nawet autografy. To były niezapomniane chwile. Nie można sobie wyobrazić lepszego zakończenia tej opowieści, składającej z siedmiu pasjonujących rozdziałów.
Moje trofea po maratonie na Antaktydzie - plakietka za zwycięstwo i medal za siedem kontynentów |
* * *
To koniec tej historii - nie ma więcej kontynentów na Ziemi. Moim dodatkowym celem było ozdobienie mojej korony świata średnią poniżej 3 godzin. Udało mi się tego dokonać po maratonie w Bostonie w 2011 roku, a potem wyśrubowałem jeszcze tę średnią w Limassol i Chicago.
Kontynent | Data | Miejsce | Czas |
---|---|---|---|
Afryka |
2007-02-16 |
Luksor |
2:54:48 |
Ameryka Południowa |
2007-06-24 |
Rio de Janeiro |
2:54:52 |
Ameryka Północna |
2012-10-07 |
Chicago |
2:51:43 |
Antarktyda |
2008-03-05 |
Wyspa Króla Jerzego |
3:09:43 |
Australia |
2006-09-17 |
Sydney |
2:53:59 |
Azja |
2012-03-18 |
Limassol |
2:57:15 |
Europa |
2006-12-03 |
Lizbona |
2:48:35 |
Średnia |
- |
- |
2:55:51 |
Prowadzę również rozmowy w NASA w sprawie mojej wyprawy na Księżyc, gdzie miałbym przebiec maraton. Przygotowują dla mnie wygodny skafander i specjalne buty. Mam też rozpisany trening, żeby w odpowiedni sposób poruszać się w stanie nieważkości.
Nawiązałem również kontakt z Marsjanami, którzy mają wytyczyć trasę 42195 m na swojej planecie. Zadałem im nurtujące wielu naukowców pytanie "Czy na Marsie jest woda?". Okazało się, że woda i banany będą dostępne na punktach odżywiania, rozstawionych co 3 kilometry...
(c) 2010 - 2023 Byledobiec Anin