O mnie |
Lista maratonów |
Siedem kontynentów |
Marathon Majors |
Stolice europejskie |
Galerie i relacje |
Całą szóstkę WMM skończyłem w lutym 2013 jako jedna z pierwszych osób na świecie, ale medal dotarł do mnie dopiero 3,5 roku później |
Zbliżenie na medal, a właściwie obwarzanek z sześcioma medalami ;-) |
World Marathon Majors to cykl największych maratonów na świecie, który można nazwać "pucharem świata w maratonie". Organizacja powstała w 2006 roku i do 2012 roku zrzeszała pięć maratonów: Boston, Londyn, Berlin, Chicago i Nowy Jork. Od 2013 roku do cyklu zalicza się również Tokio i w WMM mamy trzy maratony wiosenne i trzy jesienne. Jest to cykl przede wszystkim dla zawodowców, którzy rywalizują ze sobą w okresach dwuletnich, zdobywając punkty za najwyższe miejsca w tych maratonach. Do rankingu dolicza się również starty w maratonach na lekkoatletycznych mistrzostwach świata oraz na igrzyskach olimpijskich. Na koniec każdego okresu dwuletniego (lata liczą się "na zakładkę") zwycięzcy w kategorii kobiet i mężczyzn otrzymują po pół miliona dolarów.
Biegi z cyklu WMM stanowią nie lada gratkę dla kolekcjonerów maratonów. Kto z biegaczy nie marzy, żeby wystartować w Nowym Jorku, Bostonie, czy Londynie? Jeżeli zdobędziemy pełną kolekcję, możemy się ubiegać o członkostwo w klubie WMM. Do 2012 roku grupa Five Star Finishers liczyła niewiele ponad 100 osób. W 2013 roku utworzono grupę Six Star Finishers, której zostałem jednym z pierwszych członków.
Zebranie wszystkich World Marathon Majors nie stanowiło celu samego w sobie. Byłem zainteresowany każdym z tych maratonów z osobna, a zgromadzenie pełnej kolekcji jakoś tak wyszło przy okazji. Zacząłem w 2007 roku od Berlina i Nowego Jorku. W 2009 roku udało mi się dostać dzięki losowaniu do Londynu. W 2011 roku wypełniliśmy kryteria wynikowe i pojechaliśmy z żoną na najstarszy maraton na świecie - do Bostonu. W końcu, w 2012 roku do kolekcji dołączyłem Chicago. Ten ostatni start był bardzo udany, na metę przybiegłem w czasie 2:51, pierwszy raz w WMM złamałem granicę trzech godzin. Kiedy już się cieszyłem z ukończenia wszystkich majorów, organizatorzy dołączyli do cyklu Tokio, więc... po prostu tam pobiegłem :-)
Na imprezy z cyklu WMM nie jest łatwo się dostać. W wielu przypadkach trzeba spełnić wyśrubowane kryteria wynikowe, żeby mieć możliwość startu. Często trzeba liczyć na szczęście w loterii. Można też próbować zapisać się przez biuro podróży, ale to wiąże się z większymi kosztami. Ja zapisywałem się na zawody w różny sposób. Z Berlinem i Chicago nie było żadnego problemu - wpłaciłem wpisowe i pobiegłem. W Nowym Jorku trzeba było mieć odpowiednio dobry wynik, żeby uniknąć loterii i mieć gwarantowany start. Ja biegałem maraton poniżej 2:55 i połówkę poniżej 1:23, więc udało mi się dostać numer bez udziału w losowaniu. W przypadku Londynu sprawa była dość zabawna, bo do loterii zgłosiliśmy się we trzech z moimi kolegami klubowymi Pawłem i Michałem. Wszystko załatwiał Paweł, ale wylosowali tylko Michała i mnie. Po loterii okazało się, że ja i tak miałbym gwarantowany start ze względu na wynik. W przypadku Bostonu mieliśmy z Anulką minima, ale zgłosiliśmy się za późno (mimo dość wyśrubowanych limitów wynikowych, miejsca skończyły się pierwszego dnia!) i potem została tylko opcja wyjazdu przez biuro podróży. Odezwałem się do biura Marathon Tours z Bostonu, z którym biegałem maraton na Antarktydzie. Oni bez problemu załatwili nam miejsca. W przypadku Tokio sprawa była najbardziej skomplikowana, bo ten maraton dołączył do majorów w listopadzie 2012 roku (pierwsza edycja w ramach cyklu WMM miała się odbyć 24 lutego 2013 roku), a zapisy skończyły się w sierpniu. Na szczęście, była jeszcze możliwość zapisania się przez biuro podróży. Zdecydowaliśmy się na polskie Marathon Travel Poland z Ostrowa Wielkopolskiego. Niestety, biuro miało chyba problemy finansowe, spóźniło się z zapłatą wpisowego organizatorowi i jeszcze na tydzień przed wylotem nie mieliśmy przydzielonych numerów startowych. Zmieniło się to dopiero po interwencji polskiej ambasady w Tokio. Wprawdzie dostaliśmy numery z odległej strefy startowej, ale pobiec się udało i nawet połamaliśmy 3 godziny. Ten ostatni major był najtrudniejszy do zdobycia, więc start w nim cieszy najbardziej ;-)
Poniżej opisałem w kilku zdaniach każdy ze startów i podałem linki do pełnych relacji z maratonów.
Wracamy z Berlina z Michałem i Pawłem |
Do Berlina pojechałem z klubowymi kolegami - Pawłem i Michałem. Celem Pawła było złamanie trzech godzin, a ponieważ ja nie byłem w stanie pobiec wtedy dobrego wyniku (tydzień wcześniej pobiegłem w Warszawie 2:52), to obiecałem być pacemakerem. Biegliśmy długo razem, ale po trzydziestym kilometrze miałem problemy żołądkowe i jak prawdziwy pacemaker zszedłem z trasy ...do toalety ;-) Potem już nie goniłem Pawła, ale bardzo się ucieszyłem, kiedy spotkałem go uśmiechniętego na mecie - pierwszy raz w życiu połamał trójkę.
Meta maratonu w Central Parku |
Do Nowego Jorku poleciałem z Alexem oraz znajomymi z Warszawy: Renatą i Darkiem. W czasie tygodniowego pobytu zdołaliśmy zwiedzić prawie każdy zakątek Manhattanu. Ukoronowaniem wyjazdu miał być kultowy maraton nowojorski, przebiegający przez wszystkie 5 dzielnic tego miasta. Niestety, bieg nie poszedł mi najlepiej. Na początku wszystko szło dobrze, startowałem z pierwszej strefy i na moście biegłem obok Lance'a Armstronga. Szybko dały niestety znać o sobie problemy żołądkowe, w Brooklynie przegonił mnie Alex, a ja nie mogłem utrzymać zakładanego tempa. Skończyło się na kilku wizytach w kibelkach, ale i tak bieg był niesamowyty. Zapamiętałem tłumy ludzi przy trasie, szeroką Pierwszą Aleję otwartą całkowicie dla tłumów biegaczy i fantastyczne ostatnie kilometry w Central Parku. Ja nie mogłem być zadowolony z wyniku, za to Alex nabiegał wtedy swój rekord życiowy.
Za metą maratonu w St. James Park |
Do startu w London Marathon namówili mnie koledzy z klubu i w sumie to oni załatwili większość formalności. Ostatecznie w stolicy Wielkiej Brytanii pobiegliśmy razem z Michałem. Znowu biegłem z pierwszej strefy i liczyłem na spokojne złamanie 3 godzin, jednak wynik był rozczarowaniem. Mimo wszystko, w Londynie bardzo mi się podobało - zarówno miasto, jak i perfekcyjna organizacja maratonu.
Pod halą Boston Celtics |
Boston był moim czwartym majorem i trzecim maratonem przebiegniętym w Stanach. Jest to najstarszy na świecie maraton (rozgrywany od 1897 roku), a uczestnictwo w nim jest dla wielu biegaczy spełnieniem największych marzeń. Wielu Amerykanom zależy na starcie w Bostonie, ale żeby ro zrobić, muszą wypełnić bardzo wyśrubowane dla amtorów kryteria wynikowe. Są one ustalane na podstawie płci i kategorii wiekowej. W przypadku młodych mężczyzn limit zszedł do 3 godzin, a taki czas osiąga niewielu amatorów. Na szczęście, ja i Ania nie mieliśmy z tym problemu. Do Bostonu lecieliśmy z nadziejami na dobry wynik, w granicach 2:50-2:55. Anulka świetnie się spisała i nabiegała tam rekord życiowy. Mnie niestety nie biegło się tak dobrze - bostońskie górki mnie wykończyły. Do mety dobiegłem w czasie 3:03 i znowu nie udało mi się połamać granicy 3 godzin w majorze i w Stanach. Te marzenia musiałem odłożyć do maratonu w Chicago. Przy okazji pobytu w Bostonie udało nam się zwiedzić miasto, wraz z jego akademickimi dzielnicami w których mieszczą się słynne amerykańskie uczelnie: Harvard i Massachussets Institute of Technology. Potem pojechaliśmy do Nowego Jorku i tam mieliśmy nieciekawą przygodę - u Anulki pojawiły się objawy oparzenia słonecznego, którego nabiwiła się w czasie maratonu z powodu długiej ekspozycji na słońce. Mimo tych niedogodności, udało nam się zwiedzić również Nowy Jork i wycieczka się udała.
Mocny finisz w Chicago |
Maraton w Chicago miał zamknąć cykl World Marathon Majors, w którym do tej pory nie udało mi się połamać trzech godzin. Mało tego, ta sztuka nie udało mi się również w trzech maratonach w Stanach Zjednoczonych, co zawyżało moją średnią wynikową z siedmiu kontynentów. Byłem zatem zdeterminowany, żeby w końcu przełamać tę niemoc i zrobić dobry wynik. Udało się pobiec 2:51 i byłem bardzo zadowolony, bo ostatni raz tak szybko pobiegłem ponad 5 lat wcześniej. Anulka była za to zmuszona potraktować maraton treningowo, bo dopiero wracała do zdrowia po kontuzji i przerwie od bieganie. Przy okazji pobytu w Chicago udało nam się zwiedzić miasto, jednak ważniejszą atrakcją była wycieczka do parków narodowych w USA i bieg po Wielkim Kanionie Kolorado. Szczególnie ten ostatni zapadnie w naszej pamięci, pewnie bardziej, niż sam Chicago Marathon.
Certyfikat za 5 WMM, który otrzymałem po maratonie w Chicago |
W październiku 2012 myślałem, że wszystkie majory mam już z głowy. Wysłałem zgłoszenie członkostwa WMM i czekałem na certyfikat. W listopadzie okazało się, że do World Marathon Majors dołączyło jeszcze Tokio. W związku z tym, szybko zapisałem się na Tokyo Marathon. Mieliśmy sporo problemów z tym wyjazdem (piszę o tym w relacji), ale w końcu udało się pobiec.
Z Anulką na mecie w Tokio; tym razem dałem się wyprzedzić żone o 3 minuty ;-) |
Maraton w Tokio ukończyłem poniżej 3 godzin i miałem nawet nadzieję, że zostałem pierwszym biegaczem na świecie, który ukończył wszystkie imprezy z cyklu World Marathon Majors. Tak by się stało, gdyby wszyscy dotychczasowi Five Star Finishers biegnący w Tokio dotarli do mety za moimi plecami. Była na to szansa, bo tylko kilku z nich legitymowało się lepszymi czasami w maratonach ode mnie. Niestety, okazałem się nadmiernym optymistą. Ponad 20 minut przede mną (czas netto 2:37:07) na metę przybiegł Węgier Gabor Vas, który wcześniej ukończył wszystkie pięć majorów i w każdym z nich notował wynik poniżej 3 godzin. Vas pobił przy okazji swój rekord życiowy i to dokładnie w swoje 36. urodziny. Szacunek :-) Wyprzedził mnie również Duńczyk, Mikael Kristensen.
Skompletowanie sześciu majorów nie było w moim wykonaniu tak spektakularne, jak w przypadku siedmiu kontynentów, kiedy w 2008 roku wygrałem maraton na Antarktydzie wyprzedzając kolejnego zawodnika o 21 minut, przy okazji bijąc rekord kontynentu. W Tokio ani nie wygrałem, ani nie zostałem pierwszym zdobywcą sześciu gwiazdek, ale i tak byłem zadowolony :-)
Certyfikat z sześcioma gwiazdkami - tym razem nie uhonorowali już moich "outstanding perfomance and dedication" ;-) |
Lista zdobywców wszystkich majorów stale się powiększa, jest już na niej sporo Polaków.
Jak łatwo się domyślić, bardzo cieszyłem się ze skompletowania wszystkich majorów. Nie planuję już startu w tak wielkich imprezach biegowych, bo są przede wszystkim dosyć trudne logistycznie. Wolę bardziej kameralne maratony, gdzie nie trzeba pojawiać się w strefie na długo przed startem i marznąć. Muszę jednak przyznać, że bieganie po centrach największych światowych metropolii ma swój niezapomniany urok, a starty w World Marathon Majors będę pamiętał do końca życia :-)
World Marathon Majors zaznaczone na zielono, od zachodu: Chicago, Nowy Jork, Boston (Ameryka Północna), Londyn, Berlin (Europa), Tokio (Azja) |
(c) 2010 - 2023 Byledobiec Anin